Nie ma piękniejszej liturgii w Kościele! Ostatnio pomyślałam sobie, jak dziwnie byłoby uczestniczyć w liturgii jedynie w Wielkanoc – nie iść w czwartek, piątek, sobotę. Wspomnienie zmartwychwstania Jezusa byłoby wtedy jakby kompletnie wyrwane z kontekstu. Zmartwychwstał? Czy to w ogóle się przedostaje do świadomości, jeśli wcześniej w ogóle nie przeżyć tego, że umarł?
Pamiętam, że miałam jakieś 18 lat, kiedy przeczytałam, co to właściwie jest Triduum i o co w tym chodzi. Do dziś pamiętam bardzo ciekawy artykuł-wywiad z o. Dariuszem Kowalczykiem, który opisywał wszystkie dni Triduum (fragment można przeczytać tutaj: https://liturgia.wiara.pl/doc/485714.Jestes-godny-czy-glodny).
Oczywiście nie wiem o Triduum wszystkiego, ale to, co wiem, wystarcza mi na razie, by wiedzieć, jakie to wszystko niesamowite. I, co bardzo użyteczne, i co tak bardzo koresponduje z życiem, udział we wszystkich częściach tej liturgii pozwala się „urealnić”, dotknąć rzeczywistości. A rzeczywistość jest taka, że nie da się przeżyć życia bez cierpienia, a Bóg decydując się na bycie człowiekiem, dzieli z nami wszystko, czyli sam też cierpi. Ale Jego prowadzi to do życia i nas też, jeśli cierpienie odnosimy do Niego.
Od dawna jednym z elementów liturgii, które robią na mnie największe wrażenie jest cisza, która zaczyna się w Wielki Czwartek i jest potem przerwana w czasie Wigilii Paschalnej, kiedy znowu rozbrzmiewa radosny hałas dzwonów. Mam wrażenie, jakby od czwartku do sobotniej nocy było się zanurzonym w liturgię, mimo że poza uczestniczeniem w niej robi się inne rzeczy. Ale ona ciągle jest jakby z tyłu głowy. Bardzo intensywna liturgia i taka piękna.
„Tak jak winorośl, by lepiej zaowocować musi być przycinana, podobnie jest też z nami. Chwile żałoby i momenty upadków podobne są do owych cięć twardych i bolesnych, które są jednak konieczne, by życie dało lepszy owoc. Kiedy zima nadeszła i jest bardzo zimno, kiedy winny krzew, przycięty, pozbawiony gałązek trudno nam uwierzyć, że nadejdzie wiosna, że życie się tylko utaiło i wytryśnie wkrótce z całą siłą”. (Jean Vanier, Depresja, Wydawnictwo M, Kraków 1992, s. 25)